Poniedziałek: decyzja. Jutro ściągamy pampka na dzień i zaczynamy akcję "pieluchy won"
Wtorek: matka dostaje szału. Wszystko zasikane. Brakło spodenek i majtek. Po południu dłuższy wypad do sklepu. Zakładamy pampka. Wieczorem wielkie pranie oraz palenie w C.O., żeby wszystko wyschło.
Środa: bilans pół na pół. Matka wpada na pomysł nagradzania słodyczami każdego, choćby najmniejszego sukcesu w nocniku. Gumy i paluszki cały czas leżą na oczach, poza zasięgiem rączek Kathleen. Matka przypomina i pyta co 10 min, czy chce siku.
Czwartek: Młoda wstaje rano i mówi: "mama, daj gumkę" (czyt. mamba). Matka idzie do szafki, by wyciągnąć "na oczy" słodycze a tu Kathleen za plecami: "no, mama, brawo i gumka!". Matka padła z wrażenia. Dziecko w ciągu dwóch minutek rozebrało majtki, wysikało się, ubrało i już domagało nagrody. Bilans dnia: 10-0 dla nocnika!
Piątek (dziś): akcja kontynuowana. Krótki, godzinny spacerek po ogródku bez pampka. Bilans dnia (stan na godz. 20.00) 6-0 dla nocnika! Brawo córko!
Jutro jedziemy na basen, więc pół dnia będzie asekuracyjnie z pampkiem, ale później kontynuujemy akcję. Poza słodyczami (1 mamba, kilka paluszków, ciasteczko - do wyboru) oczywiście są gromkie brawa, piąteczki, żółwika, skakanie, huśtanie i co tylko chcecie. Dziecko wniebowzięte i mega zadowolone z siebie widząc jak matka odstawia taniec radości po każdym sukcesie ;-)
Na noc i dwu-trzygodzinną drzemkę w ciągu dnia zakładam pieluchę (zwykle jest delikatnie mokra). Być może dlatego, że nie potrafi wyjść z łóżeczka. Chyba najwyższa pora zlikwidować parę szczebelków.
Zobaczymy co będzie dalej.
W nosie mam "dobre rady rodziny i znajomych", że moje dziecko już dawno powinno korzystać z nocnika. Próbowałam pół roku temu i było tragicznie, zrezygnowałam po dwóch dniach. Myślę, że dopiero teraz trafiłam na odpowiedni czas. Póki co, jestem mega szczęśliwa i DUMNA Z MOJEGO DZIECKA.